sobota, 31 sierpnia 2013

Kaczuchy

Kaczki francuskie piżmowe - transport.
Para lęgowa gęsi kubańskich garbonosych - transport.
Gąsior kubański garbonosy. 
Indyczęta. Przyszłe nasiadki jaj gęsich i kaczych.
Kaczor francuski piżmowy i kaczka francuska piżmowa (ta mniejsza).
Stadko zarodowe kaczek francuskich piżmowych.
Para lęgowa gęsi kubańskich garbonosych. Ten większy to gąsior. Trąbi jak syrena okrętowa :)

Wczoraj był wielce radosny dzień :) Upragniony transport przybył. Pierwszy z trzech ostatnio zaplanowanych interesów doszedł do szczęśliwego uwieńczenia. Przyjechały kaczuchy! Wraz z nimi para lęgowa gęsi kubańskich – gęś i gąsior oraz podrośnięta gąseczka. Gąsior trąbi jak syrena i ma garba mocniej zarysowanego. Jest też znacząco większy od gąski z którą przyjechał, ale szczerze mówiąc to nie jest większy od gęsi indiańskich, które tutaj już żyją 3 lata w zdrowiu i szczęściu. Gęsi indiańskie są dorodniejsze i wyglądają zdrowiej, ale nie rozmnożyły się. Może przekarmione? Indianka suto karmiła gęsi zimą owsem i ziemniakami oraz sianem. Może przekarmiła. Nie wiadomo dlaczego nie rozmnożyły się. A może to dwa gąsiory? Trudno zgadnąć. Indianka zaopatrzyła się w poradnik i zajrzała na forum drobiowe i już wie, jakie mogły być przyczyny. Chociażby brak gniazda. Gęsi sobie same nie zrobiły – trzeba im to gniazdo zrobić fachowo z opony.

Dzisiaj Indianka użyła oponę by im uszykować gniazdo. Napchała do niej trzcin. Teraz są cztery dorosłe gęsi i co najmniej jeden gąsior i gąska. Jeśli pozostałe dwie lub chociaż jedna jest samicą – to jest szansa że będą i od niej jaja, a dzięki gąsiorowi – będą to jaja zapłodnione i może się uda Indiance w przyszłym roku dochować z tych gęsi swojego potomstwa. Byłoby cudownie, gdyby się okazało że Indianka ma de facto 3 dorosłe samice i gąsiora. W sam raz. Od każdej gęsi niech będzie z 15 gąsiąt – to w przyszłym roku Indianka będzie jeść gęsinę i będzie miała wartościowe mięso na sprzedaż.
Kaczuchy będą wysiadywać jaja gęsiom, bo gęsi niechętnie je wysiadują. Dlatego Indianka je kupiła. Kaczuchy są fajne, dorodne, barwne.

Przyjechały też indyczęta. Indyczki też są dobre w wysiadywaniu jaj gęsich i kaczych, więc jest nadzieja, że w przyszłym roku na wiosnę dojdzie do naturalnych lęgów i Indianka dochowa się swoich gąsek, kaczek i indycząt. Nie trzeba będzie już kupować i płacić drogo za drób i przesyłkę lub transport. Byle tylko wszystko zdrowo wyrosło i przeżyło nietknięte przez jakiegoś drapieżnika lub chorobę. Teraz trzeba zadbać należycie o to co się ma. Pozabezpieczać dokładnie kurniki i porządnie karmić drób. Rozbudować woliery. Uszczelnić. Kupić pszenicę i owies.

Idealnie byłoby posiać pszenicę i owies, ale niestety – nie ma czym zaorać ziemi. Na szczęście gęsi żywią się głównie trawą, a tego u Indianki nie brakuje. Mają co jeść przez pół roku w roku, a po pół roku od wyklucia są już gotowe do uboju.

środa, 28 sierpnia 2013

Historia pobliskich ziem

Tego nie wiedziałam - właśnie się dowiedziałam, dlatego zapisują sobie tę historię na mym farmerskim blogu. Historia dotyczy terenów niezbyt odległych od mojego miejsca zamieszkania:

94 lata temu, 28 sierpnia 1919 roku, zakończyło się powstanie sejneńskie.
Po zakończeniu I wojny światowej i po wycofaniu się żołnierzy niemieckich ze spornych terenów Suwalszczyzny, Ententa zdecydowała wyznaczyć granicę według projektu generała Focha. Zakładał on, że ziemie na południu w tym Sejny i Czarna Hańcza zostaną oddane Rzeczypospolitej. Na to nie chciała się zgodzić strona litewska, która nie usłuchała poleceń Paryża. Wciąż funkcjonowała tam litewska administracja. Rozmowy pomiędzy zwaśnionymi stronami nie przyniosły spodziewanego efektu. Ponadto premier Litwy - Mykolas Sleżevicius otwarcie nawoływał swoich rodaków do oparcia się Polakom. 23 sierpnia suwalskie zgrupowanie POW zdecydowało się zbrojnie rozwiązać narastający konflikt i zmusić litewskich urzędników do opuszczenia spornych ziem.
W nocy z 22 na 23 sierpnia 1919 roku Polacy, rozpoczęli działania zbrojne. Jednocześnie kompania podchorążego Łankiewicza uderzyła na Krasnopol. Polacy, wykorzystując zaskoczenie, wyparli z miasta Litwinów, którzy nie stawiali znaczącego oporu. Po litewskiej stronie linii Focha zajęto kilka miejscowości, a kilkanaście godzin później znaczny obszar Suwalszczyzny znajdował się już w rękach POW. Szybki sukces nie zakończył jednak działań. Fiaskiem zakończyła się również próba destabilizacji rządu Sleżeviciusa i zastąpienie go przychylnym Warszawie. Wkrótce wojska litewskie otrząsnęły się po pierwszym ciosie i po sprowadzeniu posiłków zajęły ponownie Sejny. Miasto przechodziło z rąk do rąk dwukrotnie, aż wreszcie uzyskane posiłki przybyłe z Suwałk pomogły zgrupowaniu POW utrzymać miasto. Konflikt zakończył się 28 sierpnia. Członkowie walczącej POW zostali na rozkaz gen. Falkiewicza wcieleni do regularnego wojska polskiego. Zwycięstwo nie załagodziło sporów pomiędzy Polską i Litwą. Późniejszy konflikt o Wileńszczyznę zakończył się interwencją oddziałów polskich (1 dywizja litewsko -białoruska) dowodzonych przez gen. Lucjana Żeligowskiego.
Powstanie sejneńskie było obok wielkopolskiego zwycięskim powstaniem, które wywołali Polacy.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Kuchnia staropolska

Indiankę fascynuje kuchnia staropolska, a zwłaszcza jej oryginalny język :)))

Kluski ziemniaczane z pierwszej połowy XIX wieku:
"Kluski kartoflane
Umocz jedną bułkę w mleku, dzień przódy mają się robić te kluski, wyduś ją potem zmięśniałą, utrzej 6-3 zgotowanych kartofli i zamieszaj je oraz z wyduszoną bułką. Zrobiwszy to, wbij 2 całe jaja i 3 żółtka, dolej około 4 łuty roztopionego masła, i dodaj kilka też w maśle wypieczonych bułczanych grzanek, albo też pieczonej, drobno posiekanej słoniny, i kilka łyżek pszennej mąki do tego, zrób z tego kluski, ugotuj je w solonej wodzie, i dawaj je okruszynami z bułki posypane i masłem polane na stół. Gdyby kluski jeszcze za miękkie były, to trzeba tylko okruszyn z bułki im dodać."

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Współpraca


Nawiążę współpracę w dziedzinie uprawy ziemi pod zboża na moim gospodarstwie.
Do obsiania będzie 4-5 hektarów.
Także interesuje mnie współpraca w dziedzinie koszenia trawy na siano i sianokiszonkę.
Mogę podjąć się odchowu cieląt i innych gatunków zwierząt.
Mogę wyrabiać na zlecenie: sery kozie, jogurty kozie, kefiry kozie.
Podstawa współpracy: uczciwość. Chętnie będę współpracować z ludźmi uczciwymi, rzetelnymi i słownymi.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Jazdy konne w zamian za trening koni!

Pastwisko północno-wschodnie na Rancho Romantica de Red Permaculture Ecovillage
Widok z pastwiska północno-wschodniego na okolicę.
Wzgórze na Rancho Romantica de Red - jedno z dwóch najwyższych na gospodarstwie.
Stok północno-wschodni na Rancho Romantica de Red
Woliera dla gęsi
Zagajnik północno-wschodni na Rancho Romantica de Red
Zagajnik wschodni na Rancho.
Srokate konie na pastwisku Indianki, a za miedzą łaciate krowy mleczne sąsiada.

Indianka idąc w ślady znajomego “rancher’a” ;) postanowiła udostępnić swoje konie do jazd konnych w zamian za pomoc w treningu koni i przyuczenie ich do wozu (przynajmniej jednego konia) oraz za pomoc przy zwiezieniu siana i drewna z pola.

Zatem do ujeżdżenia i przyuczenia do wozu konnego – kilka srokatych piękności rasy małopolskiej. Konie są w znakomitej kondycji, wybyczone, najedzone, znudzone. Pora zaangażować je w prace gospodarskie :)

Indianka kupiła wóz konny i ma do zwiezienia z pola siano oraz drewno.
W tym celu należy co najmniej jednego konika przyuczyć do wozu.
Jedna klaczka jest wstępnie ujeżdżona. Siedział i jechał trochę na niej Czegewara, a nawet wrzucił na nią Indiankę :D Ale klacz pcha się na człowieka i wymaga dalszego treningu ujeżdżeniowego, a także przyuczenia do ciągania wozu z sianem. Wstępnie udało jej się pociągnąć pług przez kilka metrów (z Czegewarą i Indianką) oraz dwie ciężkie kłody ciągnęła przez kilkadziesiąt metrów (z Indianką i miejscowym poczciwym chłopem, którego z imienia nie wymienię, bo go żona z domu pogoni ;))) ).

To tyle jeżeli chodzi o dotychczasowy trening. Klaczka jest mądra, bystra, szybko się uczy i jest chętna do pracy. Potrzebuje dobrej, doświadczonej ręki i systematycznego treningu.
Odważnego lub odważną Indianka zaprasza :)

Szczegóły na email: CreativeIndianka(((@)))vp.pl
Na miejscu możliwość rozstawienia swojego namiotu.
Warunki zakwaterowania: dzicz kosmata :D
Rancho na Mazurach Garbatych znajduje się na Mazurach Garbatych :D
Na kolonii, 2km za wsią. Wokół: pola, pastwiska, wzgórza, zagajniki.
Teren – przepiękny. Powietrze: czyste. Żyć – nie umierać :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Kurczaczki i gąsaczki

Kurczęta nioski rasy Sussex i Leghorn
Gąski kubańskie garbonose
Bułki mleczne domowego wypieku.

Indianka wyhodowała śliczne kurczaczki. Korzystają z obszernego wybiegu na zielonej trawie pod bacznym okiem Indianki. Takoż gąsaczki. Jak na razie, młody drobiu się dobrze chowa. Aby żadna lisiura czy ptaszydło nie porwały maleństw!

Dzisiaj pogoda zmienna. Pochmurno, przejaśnienia i nagłe niezwykle ulewne deszcze, które dokładnie wykąpały wszystkie zwierzęta. Konie lśnią. Kozy też czyściutkie. Także owce, tyle że ich wełna pełna dziadów. Trzeba będzie jakoś ich futra wyczesać i spróbować to runo ściąć. Indianka będzie miała wełnę na poduszki. Dorosłe gęsi przydałoby się dorwać i podskubać. Gubią mnóstwo piórek i puchu. Całe podwórko pod domem zasłane białym puchem.

Zepsuł się piekarnik do chleba. Z musu Indianka upiekła bułki w innym piekarniku – w prodiżu. Nawet fajnie wyszły. Będzie częściej piec bułki, bo w zasadzie woli bułki niż chleb :) Poza tym – warto spróbować wypiekać bułeczki mleczne. Indianka uwielbia, puszyste, smakowite bułeczki mleczne. Idealne są do powideł. Przydałaby się tez gofrownica do wyrobu gofrów. Indianka lubi gofry bardziej niż naleśniki :)


środa, 21 sierpnia 2013

Mleczko i jajeczko

Indianka postanowiła zapełnić swoją lodóweczkę produktami z własnego gospodarstwa permakulturalnego. Podstawa to kozie mleczko i kurze jajeczko :)

Jest też pyszny dżemik jabłkowy z czarnym bzem. W najbliższym czasie postara się też zrobić kozi ser. Oj, jak dawno go nie robiła! :) Pora odświeżyć swoje umiejętności serowarskie :) Chlebek mleczny upiekła. Smakowo bardzo dobrze się komponuje z powidłami Indianki.

Co dzisiaj na obiad? Młoda pokrzywa a la szpinak z czosnkiem i sosem na bazie mleka koziego oraz gotowane ziemniaki.

Jak dobrze pójdzie – uda się jej zamienić piłę na młynek zbożowy i przewracarkę do siana. Jest duża szansa :) Tylko musi obejrzeć towar zanim się zdecyduje na tę zamianę. Czeka na foto od kontrahenta. Kontrahent gdy się dowiedział, że Indianka ekolog, to zagotował się i powiedział, że jeśli Indianka jest jedną z tych, co obwodnicę blokowali, to on towaru Indiance nie przywiezie :)))

"Nastałem się jak głupi w tych korkach!" - utyskiwał.

"Niestety, ale mnie tam nie było. Nie ruszam się ze swojego gospodarstwa. Działam lokalnie.

Prostestowałam przeciwko wiatrakom przemysłowym i wyrzynaniu starodrzewia w mojej okolicy. A co do dróg - to akurat też walczę o drogę dojazdową na moją kolonię - od wielu lat. Teraz to pan tu dojedzie, ale jesienią, zimą i wiosną - na pewno nie. Także może pan tu  śmiało jechać teraz, tylko najpierw proszę o te zdjęcia dla upewnienia się czy tego właśnie chcę i czy towar mi się spodoba"

Kury po tym jak dzisiaj je wypuściła z rana i zdradziecko zaczęły nieść jaja w chaszczach i zakamarkach stajni – zostały ofuknięte, zwabione do kurnika, a maruderki wyłapane i całe kurze towarzystwo z wyjątkiem kurczaków siedzi zamknięte w kurniku i ma powiedziane, że jaja mają nieść w gniazdach w kurniku! Jest zamówienie na jaja i jaja mają być zniesione w przyzwoitej ilości, a nie gdzieś po krzakach marnowane! Indianka kurom naniosła do kurnika do skubania pokrzywy, gruszek, ziemniaków i pszenicy. Głodne nie są – już się dzisiaj naskubały trawy na dworze i najadły żabami. Trzeba je kilka dni przetrzymać w kurniku aby sobie dobrze zakodowały gdzie należy nieść jaja i wypuszczać na łąkę dopiero jak się wyjają wszystkie.

Co do ptaszydła – dostała wici ze Szczecina, że to może być rybołów – odmiana orła która głównie poluje na ryby, ale nie pogardzi także gąsiątkiem, więc trzeba na ptaszydło uważać.

Kicia dostała mleczka, bo ma kocięta i musi je karmić swoim kocim mlekiem. Po kozim mleku kicia swojego mleka będzie miała mnóstwo dla maluszków.

Maluszki rosną w oczach. Z każdym dniem wizualnie większe :)

Perlica Indiankę atakuje i dziobie po nagich nogach. Indianka ma całe nogi pokaleczone. Pierwszym ptakiem który zginie z ręki Indianki na jej rancho będzie perlica :). Niech tylko Indiankę głód przyciśnie i chęć mięsa ogarnie ;)

Psychologia zwierząt i permakultura

Sąsiedzi Indianki dziwią się, jak Indianka sobie daje z tyloma różnymi gatunkami zwierząt. Oni przeważnie się nastawiają na bydło i tylko bydło hodują – mleczne lub mięsne. Rzadko trzymają jeszcze inne zwierzęta. Są to co najwyżej świnie na własne potrzeby spożywcze oraz drób na jaja.
 
Natomiast Indianka ma wszystkiego po trochu co jest dużą sztuką pogodzić razem takie gatunki jak: Konie, krowy, kozy, owce, kury, gęsi, perlice plus psy i koty.
 
Indianka żyje i pracuje na swojej ziemi już 11 lat. Pracuje całymi dniami – świątek, piątek – codziennie.
Przez te lata pracy i obserwacji, doświadczeń – wypracowała sobie takie formy pracy, które ułatwiają jej prace i oszczędzają. Tak steruje zwierzętami, aby były maksymalnie samodzielne. I są samodzielne. Potrafią sobie bardzo dobrze radzić na gospodarstwie Indianki. Ich inteligencja jest duża – bo ćwiczona.
Konie i psy potrafią sobie otwierać drzwi do swoich siedzib, kicia wie jak się włamać do domu gdy potrzebuje :)))
 
Indianka nauczyła pić konie, kozy i owce z rzeki, dzięki temu nie musi za nimi latać z wiadrem wody. No, chyba że susza i rzeka wyschnie albo mróz trzaskający i zamrozi całkiem rzekę.
 
Koni nie trzeba czesać – same się wycierają w trawę i żwir, kąpią w deszczu. Są czyściutkie i mają piękną, zdrową, lśniącą sierść. Trzeba sobie ułatwiać pracę gdy się jej ma aż tyle. Pozwolić zwierzętom by zadbały o siebie same. Kicia dostaje karmę, ale bazuje na myszach i szczurach. Potrafi zagryźć szczura większego od siebie.
 
Indianka tak się stara organizować sobie hodowlę i ewentualne uprawy by się nawzajem wspierały i uzupełniały, a nie kolidowały. Psychologia zwierząt gospodarskich się przydaje na co dzień. Nie ma o tym w żadnym podręczniku hodowli – z wyjątkiem końskich.
 
Każdy gatunek inaczej reaguje. Niektóre podobnie, inne diametralnie inaczej. Lata doświadczeń i obserwacji przydają się. Indianka nabrała ogromnej wprawy, nasiąknęła wiedzą. Wie jak tropić zwierzęta jeśli się zawieruszą gdzieś i wie gdzie je szukać. Wie jak o czym myślą. Są przewidywalne. Ich instynkty silne i utrwalone. Jest to pomocne w hodowli zwierząt. Wie jak łączyć gatunki, które lubią przebywać razem, a które lepiej by były osobno. Generalnie to wszystkie gatunki mogą być razem przy spełnieniu pewnych warunków. Po poznaniu się wzajemnym – tolerują się dobrze. Nie wadzą sobie. Schodzą sobie z drogi i nie ma problemu. Ostatnio wiosną jeden kozioł dostał bzika i stawiał się do koni. Szybko mu to wyperswadowały :))). Żadne zwierzę w starciu z koniem nie ma szans :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jarzębatki

Indianka sprzedała dziś 20 jajeczek po ledwo 50 groszy za jajeczko. Dołożyła do tego co dostała za jajeczka i kupiła dwie młode kurki jarzębate po 17 zł/sztukę. Kurki są przeurocze. Młodziutkie, ale już odchowane. Na razie jajek nie będą niosły, ale wcześniej czy później zaczną się nieść. Są prześliczne. Szaro-białe. Takie srokate. Indianka przywiozła je ze wsi na rowerze. Wyjęła ostrożnie z worka, pogłaskała po miękkich piórkach i uroczyście przywitała nowe domowniczki na swym przepięknym, naturalnym Rancho. Delikatnie postawiła kureczki na zielonej trawie by się zaznajomiły z nowym miejscem, a następnie wypuściła pozostałe kury na dwór.

 

 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ciemne ptaszydło

Indianka zrobiła foto, lecz niestety przepadło – dysk nie przyjął. Przeładowany.

Kozunia uraczyła dziś Indiankę sporą ilością mleka, którą Indianka próbowała uwiecznić. Będzie budyń, naleśniki i ciasto. Kury zniosły 18 jaj. Trochę mało. Zamówione jest 30 jaj na wtorek. Może jeszcze doniosą przez noc do jutra rana?

Indianka się wczoraj jednak nie wykąpała. Zbyt zmęczona i śpiąca była. Dziś w ciągu dnia też cały dzień na nogach – na dworze oczywiście. Do domu wchodzi tylko aby zabrać narzędzia potrzebne jej na dworze, albo by zrobić sobie herbatę lub coś do jedzenia. Cały dzień praktycznie spędza na siedlisku i wokół niego.

Ostatnio zajmując się głównie wolierą i gąsiętami oraz kurczętami, które trzeba strzec pilnie.

Dziś była chwila grozy. Jakieś wielkie, kraczące ptaszydło wodowało w rzece. A obok były gęsięta. Gdy Indianka zaszła nad wodę – wielkie ptaszydło nagle wzbiło się w powietrze i odleciało kracząc niezadowolone. Natomiast w wodzie zostały pióra i coś jakby resztki ofiary. Coś tam dziwnego unosiło się na powierzchni wody.

Indianka przeraziła się. Przeliczyła gąski. Dwóch brakowało! Zamarła.

“To te ptaszydło!” krzyknęła do siebie. Nie zna tego ptaka i tylko przez ułamek sekundy go widziała – ciemne i wielkie było i takie jakby sęp? Krakało głośno.

Siedziało w wodzie, gdy Indianka nadeszła. Tak jakby pastwiło się nad świeżo dopadniętą ofiarą. Indianka z minorową miną zagoniła gąski nad łączkę z myślą by pognać je dalej i zamknąć je w gęsiarni. Nagle, ku jej niedowierzaniu – ujrzała dwie brakujące gąski. Żywe! Żywe!! :) ufffffff...

“Dzięki Ci Boże! Dziękuję Ci, że nie pozwoliłeś zabić moich gąsek!” – odetchnęła z ulgą.

Jednak podejrzliwość co do ptaszydła nie opuszczała jej. Nie wie co to jest, a jest wielkie i kręci się w pobliżu indiańskich gąsek. Już drugi raz widziała to ptaszydło nad rzeczką w pobliżu gąsek. Być ten wielki ptak to drapieżnik który przymierza się, aby zabić gęsięta.

Potem, pod wieczór – znów zamarła gdy na podwórko przyszły gęsięta bez jednego. One zawsze się trzymają razem! Jeśli brakuje jednej – to znaczy, że już jej nie ma zupełnie - porwana przez lisa! Jakby żyła, to by piszczała, jeśli gdzieś się zawieruszyła. Ale było cicho. Indianka obeszła dom dookoła gdzie coś jej mignęło w zaroślach. Nie ma. Poszła nad wyschnięty obecnie stawik – nie ma.

Właśnie miała iść nad rzeczkę, gdy wśród kóz ujrzała zdezorientowaną gąseczkę która zaczęła kwilić. Odetchnęła z ulgą i poszła po nią szybko. Zagnała ją na siedlisko.

Ta gąska chyba ma coś z oczami. Jakby niedowidziała, albo niewidziała zupełnie. Zawsze odstaje od stada i panikuje, jakby nie widziała co się wokół niej dzieje, tylko kierowała się dźwiękiem swoich współtowarzyszek. Pewnie ciężko jest być niewidomą gęsią. Małym, bezbronnym i nieporadnym ptakiem, który nawet zagrożenia nie widzi. Duży, dorosły gęsior potrafi zaatakować, uszczypnąć, zasyczeć, zatrzepotać skrzydłami. A maleńkie gęsięta? Są bezbronne. Trzeba je ustawicznie pilnować. Niestety, dorosłe gęsi nie chcą się nimi zajmować, wręcz przeciwnie – gonią je i szczypią, szarpią. Nietolerują. Potrafią zagnać w niebezpieczne chaszcze tam, gdzie czai się lisiura. Dlatego Indianka co chwilę sprawdza gdzie są gęsi i przelicza stadko. Gdy zbliżą się do niebezpiecznej strefy chaszczy – przegania je na bezpieczniejszą łąkę z dala od tych chaszczy. Gdy woliera będzie gotowa i szczelna – będzie łatwiej ten drób upilnować. Póki co – trzeba być czujnym.

piątek, 16 sierpnia 2013

Długi letni weekend

Nooo... zapowiada się dłuuugi weekend :)

Indianka dziś podziałała, ale nieco inaczej niż planowała, bo pogoda ładna – słonecznie, ciepło – więc doszlifowała kolejne 4 słupy i je pomalowała drewnochronem. Przy okazji też dwie łubianki, które zostawił wczorajszy ogrodnik.

Już wieczór. Indianka przymierza się do rozciągnięcia druta, ale nie bardzo jej się chce marnować taką ładną, bezwietrzną i świetlistą pogodą na takie mechaniczne zajęcie.

Wydobyła kilka doniczek z ziemią z których jakoś nie zechciały wykiełkować drzewka owocowe i postanowiła obsiać je ziołami i przyprawami, które zamiaruje uprawiać w domu gdy się zrobi zimno.

Cały zwierzyniec Indianki na dworzu. Grzebie, dziobie, szarpie, gdacze, pieje, gęga, perliczy, rży, miauczy i szczeka :)

Indianka zjadła dziś na obiad suchy prowiant, bo utknęła w malowaniu i nie starczyło jej czasu na przygotowanie sobie gorącego posiłku nim żołądek przykleił jej się do kręgosłupa i zaczął wołać donośnie “JEŚĆ!”.

Nie było już czasu na szykowanie obiadu i trzeba było szybko wrzucić jaja do czajnika elektrycznego i ugotować na twardo, pokroić chleb, opłukać pomidorki koktajlowe przywiezione wczoraj przez gościa, wstawić wodę na herbatę.

Ktoś jedzie? A to sąsiad szaleje po łąkach na kładzie :D Krowy zagania do obory.

Posiała w doniczkach: koper, pietruszkę karbowaną, szczypiorek, majeranek, bazylię zieloną – do uprawy całorocznej w domu na parapecie.

Przydałoby się jeszcze ostrą paprykę znaleźć i posiać, taką, co może rosnąć cały rok w domu i nie potrzebuje zapylenia.

Ogrodnik wieczorową porą

Indianka wczoraj nie wkleiła zdjęć tak jak planowała, bo miała gościa.

Doświadczony ogrodnik-pasjonat opowiadał Indiance o swojej pasji ogrodnictwa i swoich początkach w tej dziedzinie i jak został Mistrzem Ogrodnictwa co było opowiastką dość zabawną, a jednocześnie pokazującą jego niezłomną determinację i umiejętność dopinania swego, co jest cechą cenną u wszystkich pasjonatów. Miszczuniu udzielił Indiance kilku cennych porac – już wcześniej zresztą przez telefon naświetlił Indiance ważna aspekty ogrodnictwa i marketingu swoich wyborów. Kiedyś wystarczyło umieć wyhodować warzywa by się utrzymać - teraz trzeba dodatkowo umieć sprzedać swój towar.

Konkurencja na rynku jest duża, a potęguje ją wlewająca się przez otwarte granice fala zachodnioeuropejskich i południowoeuropejskich warzyw.

Gość był na tyle miły, że przywiózł Indiance kilka swoich warzyw i owoców by pokazać co u siebie uprawia. Były to maliny, pomidorki koktajlowe, zwykłe pomidory i ogórki gruntowe.

Poza tym na prośbę Indianki przywiózł jej 5 litrów benzyny do wykaszarki i piły. Indianka oczywiście pieniądze za paliwo zwróciła. Co prawda chciała kupić 10 litrów paliwa, bo na tyle akurat miała pieniądze, ale lepszy rydz, niż nic. Zanim zużyje tę piątkę może się trafi inna okazja i ktoś podrzuci Indiance paliwko na chatę.

Indianka dziś się czuje tak sobie. Zaplanowała sobie na dziś lekkie prace, czyli instalowanie pastucha elektrycznego. Być może spróbuje też siatkę wolierową rozciągnąć? Trzeba też wykosić pozostałe chaszcze wokół domu i przygotować kolejne słupy do kolejnego odcinku ogrodzenia jak też zbudować przydomową wolierę dla drobiu.

Warto też do donic nasypać ziemi i posiać zioła do uprawy domowej.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Dzieło ukończone!

Siedem! :) Indianka wkopała nowe 7 słupów! Razem z tymi pierwszymi – 16!

Masa roboty! Masa roboty przy tym była! Wielki ogrom pracy Indianuś wykonała. TYMI RĘKOMA. TYMI! Nie cudzymi ;))). W sumie i słusznie – bo jej ziemia to jest Jej raj, Jej kreacja i Jej frajda. Powolutku sobie tutaj wszystko urządzi po swojemu. Nie będzie się dzielić przyjemnością tworzenia :) Mieszczuchy tego nie doceniają, ile daje ruch na świeżym powietrzu i satysfakcja z dobrze wykonanej roboty. I te efekty plastyczne! :) Piękne słupy. Masywne, olchowe, z prawdziwego, ręcznie obrobionego drewna. Po prostu cudo :)

Dobrze, że już ten odcinek mozolny ukończyła. Izolatory wkręciła. Sznurek elektryczny rozciągnęła. Jutro rozciągnie dwa druty – tzn. druty na dwóch poziomach: jeden na wysokości pyska konia, drugi na wysokości jego kolan, a pyska kozy i owcy. Tam zamiaruje rozciągnąć siatki wolierowe, ale nie będzie łatwo, bo teren górzysty, siatka nieelastyczna. Będzie się falowała. Trzeba będzie ciąć na odcinki, albo zaginać i zagniatać, by jako tako to wyglądało.

Ktoś ma pomysł jak rozciągnąć siatkę drucianą w krzywym terenie?

Oj, się będzie działo. Być może trzeba będzie zrezygnować z siatki wolierowej tutaj i coś innego zrobić. Dać żerdzie albo dechy.

Indianka dumna jest ze swojego dzieła. W pracy towarzyszyły jej zwierzęta:

Kury, gęsi, kozy, owce, konie, pies i kicia. Przeszkadzała też wredna perlica.

Konie z wielkim respektem podchodzą do nowego ogrodzenia. Koń znakomitą pamięć. Dokładnie się przyjrzały nowemu stałemu ogrodzeniu i już na pamiętają, gdzie ono jest i będą brały na nie poprawkę galopując po łące.

Pora na zasłużoną kolację i łyk cytrynóweczki, którą zostawił rowerzysta! :)

Trzeba uczcić to wiekopomne dzieło! :)

Jeszcze dziś wieczorem fotki ;)

Witam Drogich Konsumentów! ;)

Prowadzę 11 hektarowe gospodarstwo permakulturalne na Mazurach Garbatych – metodami naturalnymi, bez udziału chemii i pasz GMO, w zgodzie z naturą.

Oferuję do sprzedaży jaja od szczęśliwych młodych kurek łąkowych z wolnego wybiegu. Moje kury karmię naturalnymi paszami bez udziału pasz zawierających szkodliwe GMO (Genetycznie Modyfikowane Organizmy). Kury swobodnie żerują na pełnych soczystej trawy i ziół łąkach, dzięki czemu ich jajka są bardzo zdrowe i smaczne. Dokarmiam je pszenicą kupowaną od innych rolników.

Moje gospodarstwo znajduje się wśród zielonych łąk i pagórkowatych pól Mazur Garbatych - w najczystszym rejonie kraju zwanym Zielonymi Płucami Polski.

Odbiór jaj osobisty po zamówieniu emailowym lub telefonicznym  i uzgodnieniu terminu odbioru.
Istnieje możliwość wysyłki jaj pocztą na warunkach szczególnych, ale za jakość tej usługi nie odpowiadam.

Serdecznie zapraszam :)

środa, 14 sierpnia 2013

Polscy rolnicy bankrutują

“Upadnie co drugie z niemal 1,5 mln małych i średnich gospodarstw. To nie żart. To dane Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Rolnicy zwijają biznesy, emigrują do miast lub ustawiają się w kolejkach do pośredniaków.

Taki los niebawem spotka Romana Kaczmarka (35 l.) z Trzmietowa koło Bydgoszczy. – To przykre, ale u nas w rodzinie tuczarnię prowadziliśmy od pokoleń, ja muszę ją zlikwidować. Z 350 świń zostało mi zaledwie 14. Dziadek, co zakładał hodowlę, w grobie się przewraca – żali się Roman Kaczmarek w rozmowie z "Faktem".

Dlaczego tak się dzieje? Bo w skupie dostaje się marne grosze, a w sklepach szaleje drożyzna. Do tego zagraniczna konkurencja, która zalewa rynek mięsem nie z normalnych hodowli, lecz ze skomputeryzowanych ferm–fabryk. Tam nic się nie marnuje. Tam - by było taniej - nawet odchody tuczników miesza się z paszą. Żaden tradycyjny rolnik nie wytrzyma takiej konkurencji. Do tego dochodzą olbrzymie koszty prowadzenia gospodarstwa. – Można już mówić o katastrofie, bo ciągle rosną ceny pasz, energii i innych obciążeń, a ceny skupu wahają się na poziomie od 5 do 7 złotych za kilogram żywca – skarży się Stanisław Sosnowski (60 l.), hodowca z Podlasia.

– Od dawna się nie opłacało, ale kiedy trzeba było dopłacać do każdego tucznika, to z ciężkim sercem zlikwidowałem stado. Będę szukał innej pracy. A najgorsze jest to, że rządzący nic nie robią – mówi rozżalony Roman Kaczmarek z Trzmietowa. “

źródło: http://finanse.wp.pl/kat,1033705,title,Polski-rolnik-bankrutuje-z-350-zostalo-mi-14-swin,wid,15893177,wiadomosc.html?ticaid=11120f

Wiadomo, że PO rząd w tej sprawie nic nie zrobi, tak jak ignoruje wszystkie protesty rolnicze i tak jak pozwala by media mainstreamu publikowały raz po raz szkodliwą propagandę przestawiającą polskich rolników jako darmozjadów zgarniających wielką kasę unijną za free – kosztem każdego mieszkańca miasta.

Ta propaganda medialna ma na celu przygotowanie gruntu pod cięcia polskich dopłat rolniczych, które i tak są najniższe w Europie, oraz usprawiedliwienie tych cięć. Głównie chodzi o to, by zniszczyć polskie rolnictwo, bo polskie rolnictwo to głównie małe i średnie gospodarstwa. Ta polityka prowadzi do uzależnienia polski od dostaw żywności z Zachodu. Polska, mimo że jest krajem rolniczym, czystym przyrodniczo i zdolnym do wykarmienia całej Europy – zostanie pozbawiona witalnego sektora swojej gospodarki – czyli rolnictwa.

Nie możemy do tego dopuścić. Musimy się przed tym bronić.

Co możemy zrobić? Musimy się ratować sami. Organizować oddolnie wzajemną pomoc i wsparcie. Kupować towary wprost od rolników z pominięciem pośredników. Bojkotować towary zachodnie – żywność zachodnią.

Bojkotować fabryki mięsa i wytwórnie żywności przemysłowej. Kupować zdrową żywność wprost od rolników. To nasz moralny i patriotyczny obowiązek. Musimy ratować nasze polskie rolnictwo

wtorek, 13 sierpnia 2013

Dziewięć! :D

To był udany dzień! Owocny, pracowity, różnorodny i niosący zadowolenie i satysfakcję z efektów działań gospodarkich Indianki.

Z prac siłowych – Indianka dała radę do dziś ukończyć wyznaczony sobie do wykonania odcinek ogrodzenia stałego. 9 masywnych słupów olchowych pięknie rudzieje na tle soczystozielonej trawy. Izolatory wkręcone. Teraz tylko drut rozciągnąć. Póki co, wisi tam rozwieszony sznurek elektryczny. Tak czy inaczej, sam fakt pojawienia się słupów i sznurka wzbudził respekt koni. Starannie omijają te słupy podejrzewając je o prąd. Niebawem i prąd tam będzie.

Fajnie, że dzisiaj popadało i było pochmurno oraz chłodno. Dzięki temu Indiance się dobrze kopało doły pod słupy. Wypuściła też drób na łąkę i miała na niego cały czas oko, bo choć część chaszczorów wycięła wczoraj wykaszarką, to jednak nadal sporo tam jeszcze jest – a to idealna kryjówka dla czającego się na drób lisa.

Sprzedała dziś pełną wytłaczankę jaj – 30 sztuk po 15zł. Niewiele to, ale lepszy rydz niż nic. Jaja coraz większe. Trafiają się średnie i duże. Niebawem trzeba będzie dokupić pszenicę dla kur.

Kury całe szczęśliwe na wybiegu. Grasowały aż miło. Grzebały zawzięcie w glebie w kilku miejscach oczyszczając ją z roślin i robali. Ta przegrzebana gleba przyda się Indiance do donic.

Kury też nosiły i zjadały żaby :) Wczoraj tak samo :) Jak bociany! :))) Walczyły o te żaby między sobą :)

A owce, kozy, konie i pies zbierały gruszeczki rozsypane pod wiekową gruszą. Indianka też sobie uzbierała pół wiaderka gruszeczek. Coś z nich zrobi. Dżem, albo kompot. Albo ciacho gruszkowe upiecze.

Może też dodać pokrojone owoce do płatków owsianych i zrobić sobie takie swojskie muesli :)

Poza tym tego dnia Indianka umyła okna w kurniku, zrobiła małe przemeblowanie w stajni.

Dzień się skończył. Indianka zadowolona z dnia i jego efektów. Drób pozamykany i dobrze strzeżony. Pora spać. Oby wszystko się dobrze chowało.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Słoneczna pogoda

Od rana pełne, silne Słońce. To będzie upalny dzień. Trzeba się śpieszyć z kopaniem pozostałych dołków, bo ziemia nadmiernie i szybko wyschnie i będzie ciężko wbić szpadel.

Indianka wypuściła na wolność drób, a do domu wpuściła kotkę, aby zajęła się myszami i szczurami tutaj buszującymi. Leniwe gryzonie, zamiast iść żerować na pełne żywności zielone łąki – uparcie koczują w domu Indianki robiąc szkody.

Indianka czuje się dzisiaj całkiem dobrze, nie przygniata jej nadmierna senność.

Niemniej jednak gdy stanie w szranki z ziemią w pełnym Słońcu – jej energia może szybko wyschnąć wraz z narastającym upałem. Zatem trzeba się doładować kawą. Jeść się nie chce. Może potem. Za jakieś dwie godziny kopania.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Pięć :)

Pięć! PIĘĆ! P I Ę Ć ! :)))

Indianka jest genialna! :) Wykonała swą niedzielną prace na 5! Nawet na 5+, bo nadkopała kolejne dołki. Wkopała 5 na 9 przygotowanych do wkopania słupów ogrodzeniowych na tym odcinku. Za rzadko, by powiesić siatkę, ale wystarczająco gęsto by rozciągnąć pastuch elektryczny i włączyć trzepiący mocno prąd :) Pod domem zawsze najlepiej trzepie prąd :)

Prace powoli posuwają się do przodu. Od gadania się nie posuwają, tylko od kopania :) Możliwe, żeby dzisiaj wkopała tych słupów więcej, ale zajęta była jeszcze inną pilną pracą, która pochłonęła większość jej sił.

Tak czy inaczej – odcinek pastucha między dębem, a rzeką jest w zasadzie gotowy, a niebawem zagęszczone słupy pozwolą na instalację siatki wolierowej, która przynajmniej w jakimś stopniu zabezpieczy drób przed lisem. Generalnie to da tyle, że drób nie będzie się rozłaził zbyt daleko od siedliska i dzięki temu będzie bezpieczniejszy. Lis często się czai nad rzeką w chaszczach. Trzeba te chaszcze albo wypaść kozami, albo skosić wykaszarką, by lisiura nie miał za łatwo.

Pasja: drób! :)

Indianka odkryła w sobie nową pasję :) Drób! :) Drób drób drób! :D

Warunki na farmie ma wspaniałe, choć zagrożeń tutaj dla drobiu też mnóstwo:

lisy, jastrzębie, kuny, tchórze, łasice. Ciężko odchować tu drób. Trzeba budować woliery, uszczelniać budynki. Puszczać psa aby gonił lisa i inne drapieżniki. A i to może nie wystarczyć. Lis się może podkopać, a kuna lub łasica wejść po budynku do drobiu.

Saba spisuje się wspaniale. Troskliwie opiekuje się gęsiętami. Goni lisiurę zawzięcie. Para dorosłych gęsi daje sobie radę sama. Wie, że trzeba trzymać się blisko podwórka i siedliska. Nie zapuszcza się daleko w pole. Żeruje wokół domu i głośno wrzeszczy gdy widzi coś podejrzanego.

Tymczasem Indiankę boli nóżka od kopania. Nakopała się setnie. Urażona kolcem stopa nadal boli, a nawet bardziej. Ale nic to. Ważne, że dzieło posuwa się do przodu :)

 

 

sobota, 10 sierpnia 2013

Czarna Kawa

Ufff... Słoneczko świeci. Jest ładnie. Aby nie było dzisiaj za ładnie, bo ziemia wyschnie i Indianka zaplanowanych słupów nie wkopie.

Pije czarną kawę aby się postawić na nogi. Całe życie nie piła kawy, bo to trucizna. Ale ta trucizna chyba trochę ją budzi. Skoro nie ma królewicza, który by ją obudził pocałunkiem, to musi to zrobić czarna kawa :)

Przed nią wiele słupów do wkopania. Kopie się nie za lekko, zwłaszcza tam gdzie glina. No, ale trzeba powalczyć. Najpierw napoi i nakarmi zwierzynę, a potem szpadel w dłoń i do boju :)

Na śniadanie zrobiła sobie jajecznicę z grzybami na sosie kurczakowym, do tego chleb domowego wypieku. Posiliła się i teraz może iść ciężko pracować :)

Czarna Kawa

Ufff... Słoneczko świeci. Jest ładnie. Aby nie było dzisiaj za ładnie, bo ziemia wyschnie i Indianka zaplanowanych słupów nie wkopie.

Pije czarną kawę aby się postawić na nogi. Całe życie nie piła kawy, bo to trucizna. Ale ta trucizna chyba trochę ją budzi. Skoro nie ma królewicza, który by ją obudził pocałunkiem, to musi to zrobić czarna kawa :)

Przed nią wiele słupów do wkopania. Kopie się nie za lekko, zwłaszcza tam gdzie glina. No, ale trzeba powalczyć. Najpierw napoi i nakarmi zwierzynę, a potem szpadel w dłoń i do boju :)

Na śniadanie zrobiła sobie jajecznicę z grzybami na sosie kurczakowym, do tego chleb domowego wypieku. Posiliła się i teraz może iść ciężko pracować :)

Operacja "ogrodzenie"

Indianka cała mokra. Jej ciuchy całe mokre i szczelnie obciskają jej ciało. Mokry podkoszulek piękne podkreślił jej biust. Włosy mokre. Falują. Indianka pochłonięta akcją “ogrodzenie” nie założyła kurtki przeciwdeszczowej. Deszcz ciepły jest. Przyjemny. Leje aż miło :) Ziemia wspaniale nasiąka wodą.

Indianka wkopała dwa olchowe słupy ogrodzeniowe oraz nadkopała kilka kolejnych dołków. Wkręciła izolatory. Sprawdziła linię prostą ogrodzenia.

Tam gdzie się ciężko kopało – wlała wodę do dołka, aby rozmiękczyła glebę. Potem się tak obficie niebo rozpłakało – że nie musiała już dolewać wody wiadrem, bo zrobił to za nią dobry deszcz. Deszcz kocha Indiankę ;) Bóg go przysłał, aby ułatwił pracę pracowitej dziewczynie.

Dzięki odpowiedniej aurze i sprzętowi Indianka da radę w ten weekend postawić nowy odcinek ogrodzenia. Ciężko się kopie, ale powinno być łatwiej po takich rzęsistych deszczach.

Indianka przemoczona do suchej nitki weszła do domu, by zrobić sobie obiadek i odpocząć po tym mozolnym wysiłku. Za taką ofiarną pracę należy się pieczony kurczaczek z ziemniaczkami i sosem dyniowym :)

Dzień jest idealny na kopanie. Po obiedzie chciałaby kontynuować pracę, tak aby ten dzień zamknąć bilansem chociaż 4 słupów wkopanych.

Narzędzia do walki z ziemią o solidne ogrodzenie :)

  1. Wiadro z linką do pobierania wody z rzeczki i nawadniania zbitej ziemi, zwłaszcza gliniastej.
  2. Grabie do nagarniania wykopanej ziemi pod słup.
  3. Szpadel do kopania i wybierania ziemi z dołka.
  4. Taczka na wydobytą ziemię.
  5. Taczka na kamienie.
  6. Słupy do wkopywania
  7. Tyczki oraz izolatory do wyznaczania linii prostej ogrodzenia stałego.
  8. Wkrętak do izolatorów uzyskany z połamanej tyczki pastucha elektrycznego.
  9. Linka do czerpania wody z rzeczki
  10. Komórka do dokumentacji poczynionych prac fizycznych

Mokro

Nareszcie leje! Jakże cudownie mokro. Aż kląszczy! :) Teraz Indianka będzie mogła urzeczywistnić swoje plany kopawcze. Szpadle już czekają w rzędzie.

Indianka się zaraz odpowiednio ubierze i idzie dźgać ziemię i wkopywać swoje piękne, rude słupy :D Pogoda sprzyja! :)

środa, 7 sierpnia 2013

Metoda Małych Kroczków

szlifowanie flexem podłogi budy psiej 
świeżo pomalowany koszyczek wiklinowy - schnie :)
malowanie
podłoga psiej budy pomalowana :)

Indianka, gdy nie ma siły pracować, narzuca sobie Metodę Małych Kroczków. Wybiera wówczas zadania cząstkowe takie jak na przykład dziś. Jest zbyt duszno i gorąco, by ciężko fizycznie pracować, ale za to pogoda jest w sam raz na szlifowanie i malowanie elementów, które tej konserwacji i zdobienia wymagają. Indianka lubi takie rzeczy robić, więc z tym większą przyjemnością się nim oddaje.

W ten sposób nadała nowe życie staremu, pociemniałemu koszyczkowi na chleb oraz odrestaurowała podłogę od psiej budy. Mała rzecz, a cieszy :) Przeszlifowane i przemalowane elementy już schną rudziejąc pięknie w zachodzącym Słońcu.

Metoda Małych Kroczków

Indianka, gdy nie ma siły pracować, narzuca sobie Metodę Małych Kroczków. Wybiera wówczas zadania cząstkowe takie jak na przykład dziś. Jest zbyt duszno i gorąco, by ciężko fizycznie pracować, ale za to pogoda jest w sam raz na szlifowanie i malowanie elementów, które tej konserwacji i zdobienia wymagają. Indianka lubi takie rzeczy robić, więc z tym większą przyjemnością się nim oddaje.

W ten sposób nadała nowe życie staremu, pociemniałemu koszyczkowi na chleb oraz odrestaurowała podłogę od psiej budy. Mała rzecz, a cieszy :) Przeszlifowane i przemalowane elementy już schną rudziejąc pięknie w zachodzącym Słońcu.

Jajecznica

Jaja na naleśniki na kozim mleku.
Jaja na ciasto drożdżowe.
Jajecznica na patelni.
Kromale chleba własnego wypieku.
Dzisiejsze śniadanie :)
Boska jajecznica :)
Indianka sprzedała 30 jaj po 15 zł i jeszcze zostało jej drugie tyle na jajecznicę, naleśniki i na ciasto. Wreszcie ma gaz! Może smażyć naleśniki i gotować obiady na kuchence gazowej. Zjadła już swoją smakowitą jajecznicę smażoną na cebuli i teraz zaparza herbatę miętową do picia. Jest duszno. Może będzie dziś padać.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Wełna

Wraz z jagniętami rasy wrzosówka - starej, polskiej, prymitywnej i niezwykle odpornej rasy owiec -
na Rancho zawitała wełna :) Kto chętny na wełnę? :)

Sympatyczne jagnięta szybko zaprzyjaźniły się z zastanymi zwierzętami domowymi :)